sobota, 23 marca 2013

Pierwsze spotkanie rodziców, czyli...

...nie taki diabeł straszny.

Jak już pisałam wcześniej, bardzo zależało mi na tym, 
żeby pierwsze spotkanie naszych rodziców wypadło dobrze.
 Dlatego też przygotowania spędzały mi sen z powiek. 
Żeby uniknąć niezręcznej ciszy, zaprosiliśmy również nasze rodzeństwo z dziećmi. 
W sumie piątka maluchów w wieku od 3 miesięcy do 8 lat.



Niestety od rana wszystko szło nie po mojej myśli. 
Po pierwsze nie dopisała pogoda. Przez całą noc padał śnieg. 
Podwórko zasypane po kolana, drogi ledwo przejezdne. 
Bardzo mnie to zmartwiło, bo moi goście mieli do przejechania ponad 60 km.



Jakby tego było mało moja mama trzeci dzień z rzędu zmagała się z gorączką, 
a to ona miała zarządzać kuchnią. 
Już myślałam, żeby to wszystko odwołać, bo ewidentnie wszystkie znaki na niebie i na ziemi dawały mi do zrozumienia, że to nie jest dobry dzień. Ale oczywiście tylko spokój nas uratuje. 



Tato ze szwagrem zabrali się za odśnieżanie, siostra za nakrywanie do stołu, a ja,mimo że pieczenie nie jest moim konikiem, pomyślałam, ze przygotuję sernik.
I co? I oczywiście nie wyszedł. Takiego zakalca to świat jeszcze nie widział. 
Byłam tak wściekła, że było mi już na prawdę wszystko jedno....oczywiście tylko do momentu, kiedy zadzwonił mój D., że za 10 minut będą na miejscu. 


I zaczęło się. Tata zamiast poczekać na gości w środku, wyszedł przed dom, żeby pokazać gdzie mogą zaparkować, w tym czasie do domu wpadły dzieci, 
a między nimi prześliznęli się moi przyszli teściowie i mój D. 
Zanim zdążyłam się obejrzeć wszyscy już się zapoznali i przeszli do salonu. 
Ponieważ nie dalibyśmy rady wytrzymać z zaręczynami do deseru, postanowiliśmy zrobić to jeszcze przed obiadem ( a co, pieprzyć te wszystkie sawłarwiwry:):):)).


Mój ukochany po wręczeniu mamie kwiatów a tacie trunku, przeszedł do rzeczy. 
Delikatnie drżącym głosem wyjaśnił rodzicom, 
że chcemy spędzić ze sobą resztę życia i co oni na to(to oczywiście relacja w skrócie:). 


Potem padł na kolana, tym razem do mnie skierował kilka miłych słów i wsunął mi na palec pierścionek.  
Były brawa, gratulacje i jakże wielka, wielka ulga, że już po wszystkim.


Potem wszystko poszło jak z płatka. 
Rodzice szybko znaleźli wspólny język. Mamy na początku zwracały się do siebie na "Pani", ale w pewnym momencie tata zabrał głos i powiedział : 
"Widzę, że sobie jeszcze dziewczyny Paniacie. My z Janem (tata mojego D.)
 jesteśmy już na TY, więc i Wam proponuję".



Podsumowując, mimo że nie wszystko odbyło się tak jak sobie zaplanowałam, było super. 
Atmosfera przerosła moje najśmielsze oczekiwania.
Bardzo się cieszę, że Nasze rodziny przypadły sobie do gustu.

...to był na prawdę bardzo udany dzień. 
I Wam też takiego życzę:)

Pozdrawiam Pissstacja












1 komentarz:

  1. bardzo się cieszę, że wszystko wypadło dobrze, bo to pewnie ogromny stres jak się rodzice nie znają, mnie na szczęście to ominęło bo mieszkamy od siebie 300m;)więc rodzice dobrze się znają. Niezwykle lekko piszesz, miło się czyta ...;)
    pozdrawiam już w pełni narzeczoną;)
    a...

    OdpowiedzUsuń